Od uległości do rezygnacji z samodzielnego myślenia
Proces kształcenia („formacji”) nowych członków Opus Dei zakłada, że nowo przyjęta osoba przyjmie pewien kanon przekonań wspólnych, które pozwolą jej w pełni uczestniczyć w życiu duchowym organizacji. Ten proces może być zdrowy, o ile nie prowadzi do całkowitego odrzucenia przekonań osobistych i pozostawi pewien zakres swobody myślenia.
Absolutyzacja procesu formacji powoduje, że jednostka rezygnuje z własnego sumienia i odpowiedzialności osobistej; skupia się jedynie na przyswajaniu ściśle określonych opinii, wypierając ze świadomości wszelkie myśli niezgodne z nauczaniem Opus Dei.
Takie podejście sprzeczne jest z nauczaniem Kościoła, z teologią Ojców Kościoła i Tomasza z Akwinu, według których wolność sumienia i inteligencja są darami, jakimi Bóg obdarza każdego człowieka. Wolność rozeznania i wyboru są nietykalne i powinny znajdować się ponad wszelkimi odgórnymi rozkazami, nawet pochodzącymi od samego Kościoła.
- Pycha jest przeszkodą najsilniejszą, jeśli się pojawi. Zazwyczaj nie rodzi się od razu. Objawia się drażliwością, duchem krytyki, brakiem uległości itp. W każdym razie należy pomóc zainteresowanemu, aby zobaczył jasno, że jego poglądy lub reakcje są tylko przykrywką dla pychy. Każdy, kto chce ją przezwyciężyć, musi dać się prowadzić ulegle.[1]
Jeżeli członek Dzieła zgłasza jakikolwiek sprzeciw, Opus Dei przekonuje go, że jest to wyraz jego pychy. Aby wyzdrowieć, musi okazać uległość i dać się prowadzić jak dziecko.
- Dziecięctwo duchowe wymaga uległości rozumu, a to jest trudniejsze niż uległość woli. Aby podporządkować sobie rozum, konieczne jest, obok łaski Bożej, stałe ćwiczenie woli, która raz, drugi i zawsze powiada „nie” umysłowi, podobnie jak mówi „nie” ciału.[2]
- Szczególnie ważne jest również umartwienie wewnętrzne: pilnowanie serca, wyobraźni i zmysłów, pamięci, rozumu i woli.[3]
Trudno sobie wyobrazić bardziej antyhumanistyczny program. Należy tłumić w sobie miłość (zapędy serca), fantazję (zapędy wyobraźni), ciało (zapędy zmysłów), umysł (pamięć, rozum i wolę). Nie ma wątpliwości, że rzeczywistym celem tych zabiegów jest obniżenie samooceny i podkopanie wiary w siebie:
- Własny rozum jest złym doradcą, złym sternikiem, aby prowadzić duszę przez wichury i burze, pomiędzy rafami życia wewnętrznego.[4]
- W pracy apostolskiej i w obcowaniu z braćmi należy unikać ducha krytyki. [5]
W Opus Dei nie ma dyskusji. Od członków szeregowych do dyrektorów regionalnych i centralnych, wszyscy muszą skupiać się na ścisłym przestrzeganiu reguł spisanych w wewnętrznych regulaminach. Prałat jest powiernikiem „ducha założycielskiego” i jako jedyny decyduje o ewentualnym dostosowaniu Dzieła do obecnych czasów.
Co jakiś czas do naszego ośrodka przyjeżdżało z Rzymu kilku dyrektorów centralnych. Ich odwiedziny miały na celu zachęcenie nas do osiągania lepszych „wyników apostolskich” (czytaj: uzyskania większej liczby powołań). Dyrektorzy brali udział w naszych spotkaniach roboczych, podczas których starali się wykryć, jakie elementy ducha Dzieła były niewystarczająco stosowane w naszym ośrodku. Pamiętam, że po ich odjeździe dyrektor zwrócił nam uwagę: „Patrzcie, jak się zachowają dyrektorzy centralni: im są starsi i bardziej doświadczeni, tym mniej ufają własnemu osądowi. Zawsze udają się na modlitwę z egzemplarzem Vademecum pod pachą i ciągle dążą do tego, by jeszcze bardziej utożsamić się z duchem Dzieła. Wszyscy powinniśmy brać z nich przykład.” Za takim rozumowaniem kryje się przekonanie, że duch i misja Dzieła, pozostawione przez założyciela tworzą system doskonały, a więc niezmienny. Przy takim założeniu w Opus Dei nie ma miejsca na myślenie i indywidualną inicjatywę. Wręcz przeciwnie, uważa się ją za wielce szkodliwą
- Uspokój się; weź pióro i kartkę papieru i prosto, z zaufaniem opisz jak najkrócej wszystko, co ci nie daje spokoju. Potem oddaj tę kartkę swojemu przełożonemu i nie myśl o tym dłużej. On, będąc głową, jest obdarzony szczególną łaską stanu, włoży twoją notatkę do akt... albo wyrzuci ją do kosza.[6]
Istnieją setki świadectw członków, którzy lojalnie zgłosili dyrektorom swoje zastrzeżenia lub niepokoje co do sposobu funkcjonowania Dzieła. Ludzie ci starali się rozmawiać z dyrektorami regionalnymi, centralnymi i z delegatami prałata podczas „komisji służby” lub „tygodni nauki”. Niektórzy nawet zwracali się bezpośrednio do prałata. Interwencje te spotykają się jednak zawsze z tą samą reakcją: ich autorzy otrzymują etykiety „odstępców” i mogą ich spotkać represje: odwołanie z funkcji kierowniczych, izolacja wewnątrz organizacji i temu podobne.
- Nie ufajcie łatwo własnemu rozumowi! Tak jak szlachetny metal poddaje się próbie – potrzebuje kamienia ostrzącego – my sprawdzamy, czy nasz rozum jest z czystego złota – w tym, co ludzkie i w tym, co nadprzyrodzone – uwzględniając opinię innych (zwłaszcza tych, którzy otrzymali łaskę, aby nam pomagać). Dlatego musimy przyjąć postawę otwartą na zmianę tego, co wcześniej uważaliśmy za słuszne.[7]
Całkowita rezygnacja z samodzielnego myślenia i bezkrytyczne przyjęcie opinii kierownika duchowego – oto jedyna słuszna droga w Opus Dei. Założyciel powierzył każdemu kierownikowi duchowemu szerokie kompetencje obejmujące również zwykłe ludzkie sprawy: problemy zawodowe, naukowe, społeczne i inne. Natomiast zadanie czuwania nad prawowiernością członków Dzieła spoczywa na wszystkich. Przyjaźń ustępuje miejsca inwigilacji – każdy staje się strażnikiem drugiego w służbie Dziełu.
- Jest obowiązkiem wszystkich troszczyć się o wytrwałość innych, dbać o zdrowie duchowe i doktrynalne Dzieła. Pomóżcie sobie nawzajem, aby uchronić się przed pokusami, aby strzec zmysły, aby umartwiać ciekawość umysłu.[8]
Wydawałoby się, że ciekawość umysłu jest darem Bożym i istotną cechą człowieczeństwa. Św. Josemaría zwalnia nas z tej „przypadłości”. Aby chronić „swoje dzieci” przed ciekawością umysłu, założyciel sporządził listę książek „niebezpiecznych”:
- Właściwym środkiem ostrożności, umożliwiającym stawienie czoła pokusie rozwiązłości w sprawach wiary i obyczajów, jest poddanie się pokornie i chętnie ograniczeniu, jakim jest unikanie niektórych lektur. (...) Nie możemy czytać książek opartych na błędnej doktrynie lub literatury, która narusza obyczaje.[9]
Zanim członek Opus Dei przeczyta książkę, ma obowiązek poprosić dyrektora o pozwolenie. Dyrektor sprawdza, czy konkretnego tytułu nie ma na liście książek niebezpiecznych i udziela (lub nie) pozwolenia na jej przeczytanie.
60 tys. książek figuruje na tej liście (nazywanej indeksem, podobnie jak zniesiony w 1966 r. indeks kościelny). Każda pozycja ma przypisaną ocenę moralną w przedziale od 1 do 6. Można czytać książki, które mają ocenę nie wyższą niż 3. Przy 4 czytanie jest niewskazane. Tak jest np. w przypadku książki Rok 1984 Orwella. Pretekstem do zakazu są zawarte w niej sceny miłosne. Po moim odejściu z Opus Dei mogłem wreszcie przeczytać tę słynną książkę. Nie znalazłem tam żadnego pikantnego opisu! Dlaczego zatem znalazła się na liście książek zakazanych? Czy nie dlatego, że opisuje świat totalitarny w każdym punkcie podobny do życia w Opus Dei? W przypadku książek ocenionych na 5 lub 6 należy poprosić o pozwolenie rady centralnej w Rzymie. Musiałem np. czekać ponad 3 miesiące, zanim pozwolono mi przeczytać Dżumę Alberta Camusa, ponieważ jedyną osobą upoważnioną do udzielenia mi tej zgody był prałat Opus Dei. Nie wolno mi było natomiast sięgnąć po Nędzników Victora Hugo, W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, Świętoszka Moliera, Ojca Goriot Balzaka, ani takich autorów jak Paulo Coelho, Umberto Eco, Emil Zola, Witold Gombrowicz, Leszek Kołakowski i wielu innych.
Liczba niebezpiecznych książek wynosi obecnie ponad 23 tys. pozycji. Czy to dużo? Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że obejmuje ona dzieła z literatury pięknej, filozofii, teologii, psychologii itd., jest na tyle duża, by w praktyce uniemożliwić studiowanie wszelkich przedmiotów humanistycznych. Członkowie Opus Dei muszą się solidnie gimnastykować, aby skończyć np. studia polonistyczne. Trudno zaliczać egzaminy, nie przeczytawszy arcydzieł literatury światowej – i to tylko dlatego, że owe książki rzekomo „psują obyczaje”.
W indeksie Opus Dei znajdują się również książki poważanych katolickich teologów z XX w., takich jak Henri de Lubac, Yves-Marie Congar, Alfons Auer lub Karl Rahner! Wśród autorów książek opartych na błędnej doktrynie znalazł się także Joseph Ratzinger, jednak z niewiadomych powodów pozycje te zostały usunięte z listy po tym, jak obecny papież został prefektem Kongregacji Nauki Wiary w 1980 r.
- Jeżeli Święty Pius X, tak jak wcześniej Leon XIII, uważał, że do najważniejszych lekarstw, jakie należy stosować przeciwko złu modernizmu, należy wierne przestrzeganie filozofii i teologii świętego Tomasza, teraz jak nigdy należy ściśle stosować się do tego poglądu.[10]
- ↑ Vademecum rady lokalnej, 19.03.2002, s. 62.
- ↑ Św. Josemaría, Droga, Księgarnia Św. Jacka, Katowice, 2001, nr 856.
- ↑ Doświadczenia o sposobie prowadzenia rozmów braterskich, 19.03.2001, s. 34.
- ↑ Św. Josemaría, Droga, Księgarnia Św. Jacka, Katowice, 2001, nr 59.
- ↑ Św. Josemaría, list 28.03.1973, nr 16.
- ↑ Św. Josemaría, Droga, Księgarnia Św. Jacka, Katowice, 2001, nr 53.
- ↑ Św. Josemaría, list Videns eos, 24.03.1931, nr 50.
- ↑ Św. Josemaría, list 28.03.1973, nr 15.
- ↑ Św. Josemaría, list 28.03.1973, nr 16.
- ↑ Św. Josemaría, list 14.02.1974, nr 26.
Poprzedni rozdział | Spis treści | Następny rozdział |
---|---|---|
Od dyspozycyjności do izolacji | Byłem w Opus Dei - Fakty, świadectwa, dokumenty | Od daru siebie do zatracenia siebie |